8 - '' Urodziny ''

Obudziłam się, nagle, jak z cholernego koszmaru. To był chyba rytuał, klątwa. Tego dnia był pierwszy sierpnia. Czyli dzień moich jebanych urodzin. Pierwszy raz spędzam je bez rodziny. Jakże miło. Za oknem burza bawiła się w najlepsze. Błyskawice, grzmoty, pioruny i deszcz. Wywlekłam się z łóżka, które o dziwo było puste i ruszyłam na korytarz. Dobrze pamiętałam że on spał przy mnie. Zastanawiałam się gdzie znikł o tej porze. Była siódma. Przystanęłam na chwilę wsłuchując się w cisze którą przerywały grzmoty i krople deszczu obijające się o szyby. Zeszłam schodami w dół rozglądając się przy okazji za Hudsonem. Weszłam do kuchni i zajrzałam do lodówki. Nie było w niej nic, prócz   kilku butelek piwa. Złapałam za jedną, otworzyłam ją i wychyliłam kilka sporych łyków. Do kuchni bardzo powolnym krokiem weszła Julliet w różowych kapciach z głową króliczka.
 - Fajne kapcie - uśmiechnęłam się kpiarsko.
- Wiem, Adler ma gust. - zaśmiała się.
- Kupił ci je ?
- Nie, są jego.
Nagle usłyszałyśmy dźwięk tłuczonego szkła i zza kanapy wyszedł zaspany Ouberto.
- Ouo... E... Ja to naprawie ! - mruknął i znikł z powrotem za kanapą.
- Gdzie Izzy ?
- Śpi z Steviem.
- Ale... czemu ?
- Wczoraj gdy Slash go odprowadzał, pomylili pokoje i wpadli do naszego. - zaczerwieniła się odrobinę.
- Dwuznaczna sytuacja ? - spytałam nieśmiało.
- I to kurwa jak ! - ponownie się zaśmiała.

*    *    *

- Ja pierdole, wyjebało prąd ! I czemu kurwa w salonie nadal leży pełno szkła !? - ryknął Duff który właśnie bawił się gitarą Slash'a kiedy, tak jak już zdążył nas poinformować, zabrakło prądu w całym domu.
- Bo Ouberto coś stłukł rano.
- Ta i zapewne było '' Ouo, ja to naprawie ? '' - mruknął Axl.
- No tak - zaśmiała się Aggie.
- Zawsze się tak tłumaczy ?
- A jakże inaczej. Stąd się wzięło Ouberto.
- A oryginał brzmi Hubert - Mruknął Ouberto siedząc w kącie i strojąc akustyka.
- No! Dzwońcie po elektryka... Co ja pierdole ? - basista uderzył się otwartą dłonią w czoło i wyszedł z kuchni w stronę telefonu. - Jak ja tego nie zrobię to nikt ... - mruknął pod nosem i wyszedł.
- Trzeba czekać w aż wróci. - zauważył Popcorn szczerząc się zadowolony.
- Brawo ! To chyba jedno z mądrzejszych zdań jakie dziś powiedziałeś - zaśmiała się Pam, a po chwili cała banda rechotała na sam widok naburmuszonej miny Steviego.
- Dobra... Czekajcie mam pomysła ! - pisnął podniecony Axl i znikł na schodach. Aggie odprowadziła go zdziwionym wzrokiem. W tym samym czasie do pokoju wpadł Slash z Izzy i Julliet, woda ściekała z nich ciurkiem. Mieli reklamówki po brzegi wypełnione alkoholem i swego rodzaju używkami.
- O bosze ! O mój bosze ! - Steven zaczął odstawiać teatr - No nie ! Tak nie będzie ! - podlazł do zmoczonych i zabrał im reklamówki - Wyjdźcie stąd ! I to już ! Wysuszyć się i jak już wyschnięcie to możecie wrócić ! Myłem podłogę...
Wszyscy spojrzeli na podłogę która, świeciła... brudem. Po kilku chwilach dodał
-... niedawno !
Znów można była usłyszeć dziki rechot całego zespołu.Minęła godzina, Axl zawołał wszystkich na górę.
W ( nie wiem czemu akurat naszym (  moim i Saula ) ) pokoju było jasno,  ale za oknem nadal szalała burza, a jedyne światło, dawało mnóstwo świec porozstawianych dosłownie wszędzie. Na środku były ułożone sterty poduszek i szisza. Chłopaki od razu rzucili się na poduszki. Duff stanął w progu i wybuchł śmiechem.
- Co to za romantyczne gówno ? - myślałam że tam skona.
- Oj zamknij się padalcu - Pam pociągnęła  go za rękę a chwile po tym on leżał na ziemi a ona siedziała mu na nogach z tryumfalnym uśmiechem gapiąc się na jego delikatnie wkurwioną twarz.
- Chłopaki z Mety i Skid'a przyjdą - powiedziała Duff i zaciągnął się.
- Coś tam pierdolili na ostatniej imprezie.Minęło kilka godzin, prądu wciąż nie było. Siedzieliśmy tak paląc sziszę aż ktoś mądry ( Axl ) nie przyniósł skórki od banana, bo stwierdził że gdzieś słyszał o tym że daje niezłego kopa. Wkurwił się że nie da się jej zapalić i rozwalił ją w drobny mak ( takie rzeczy tylko z Rosem ). Slash z Duff'em postanowili że sami się wezmą za '' przywoływanie prądu ''. Wzięli dwa metalowe pręty ( nie wiadomo skąd ) i stanęli pod drzewem na podwórku, założyli się kto dłużej wytrzyma.
No cóż, po pierwszym błysku na niebie, uciekli w podskokach do domu.
Stevie stwierdził że skoro nie ma prądu to piwo będzie ciepłe i  zabrał się za szukanie źródła zimna. W końcu podszedł do Izziego i stał przy nim twierdząc że Stardlin jest umarlakiem i ma zimne ręce, a Julliet zdążyła zauważyć iż '' zimne ręce, dobry w łóżku ''.
Ogólnie całe godziny śmiechu, wygłupów i docinek. W końcu po kilku godzinach dość '' ciężkiej '' roboty, panowie elektrycy przywrócili prąd. Parę godzin później, chłopaki stroili gitary w salonie czekając na zapowiedzianych gości.
- Właściwie to skąd się znacie ? - Pam zagadnęła Aggie która z uśmiechem wpatrywała się w Rudego.
- Cholera... Nie pamiętam. To było chyba ... Jeszcze za czasów Rapidfire, kiedy grali w jakimś klubie. Nie pamiętam nic oprócz tego że ... nie podobał mi się - zaśmiała się po czym dodała - ale z dnia na dzień był coraz  piękniejszy.
Pam wysłuchiwała opowiadań Aggie kiedy nagle usłyszeliśmy jakiś hałas za drzwiami.
- Kurwa, otwieraj te jebane '' wrota do piekieł '' - i zaraz po tych słowach drzwi otworzyły się z wielkim trzaskiem. Do pokoju wpadł cały skład Metallici z zapasami napoi wyskokowych wysoko oprocentowanych.- No kurewa ! Takie rzeczy tylko z Hetfieldem !  - krzyknął Duff, siedząc koło mnie. - Azaliż chędogo milordzie ! - dodał zabawnym tonem wyżej wymieniony Hetfield.
- Jakoż mija ci dzień, waćpanie ? - basista najwyraźniej wkręcił się we wręcz średniowieczną mowę.
- Chujowo...Aczkolwiek chędożyć z panną jestem rad, panienko Kimberly. Jednakowoż pojmuję iż waćpan Hudson swego złota naruszyć nie chętnie pozwoli. - James rzucił Saulowi butelkę piwa.
- A jakże ! Prawdą słowa twoje ! Odpierdalajta się waćpanie od mej luby, bom nie ręczę za swe czyny ! - odezwał się nagle Slash po czym objął mnie ramieniem.
Chłopaki z Mety szybko rozgościli się w Hell Housie. Zaraz po nich, no w sumie nie tak zaraz bo jakąś godzinę czy dwie, w domu pojawiło się pięciu długowłosych.
- Moja tleniona blondyno - zażartował Hudson. Bach rozbawiony zajął cała kanapę rozciągając się na całej jej długości.
- Tak, mój czarny pudlu ? - '' odgryzł się ''
- Nic, opowiedz nam coś o swoim nudnym życiu rockman'a  Bach zastanawiał się przez chwilę później opowiedział jakiś słaby żart.
- Weź rzuć jeszcze coś, to może mi pranie wyschnie - mruknął Stradlin.

*    *    *

'' Impreza '', o ile mogę to nazwać imprezą trwała w najlepsze. Aggie zniknęła rano po śniadaniu, które sama zrobiła, naleśniki wychodzą jej świetnie. Cholera, odchodzę od tematu, dobra, więc impreza trwa, wszyscy się świetnie bawią, tylko Saula nigdzie nie ma ... Zaczęłam się martwić kiedy otworzyli koleją skrzynkę Nightraina a jego nadal nie było. Po przeszukaniu całego domu kilkakrotnie, usiadłam na parapecie w kuchni, popijając wódkę. Martwiłam się, cholernie. Zastanawiałam się gdzie jest. Z bezradności do oczu napłynęły mi łzy, byłam twarda ale tym razem jakoś tak, bałam się że znów kogoś stracę. Do kuchni wszedł Bach uśmiechnięty od ucha do ucha. Spojrzał na mnie i uśmiech znikł z jego twarzy.
- Ej, młoda... płaczesz ? - podszedł do mnie i zlustrował spojrzeniem. Musiałam wyglądać żałośnie. Krótkie szorty, rozmazany makijaż, koszulka Mety i butelka w ręku. Płakałam sobie w kuchni, na parapecie, w dzień moich urodzin. Jak słodko.
- Nie kurwa, rzęsy podlewam - mruknęłam pod nosem i pociągnęłam kolejny łyk z butelki.
- Co jest ? - usiadł na parapecie zaraz przy mnie. Patrzył na nie badawczo.
- A co cię to kurwa obchodzi. Nie znamy się... - warknęłam nie patrząc na niego. Próbowałam ogarnąć bicie serca, myślałam ze zaraz wyskoczy mi z piersi. Tak, kochałam Sebastiana Bach'a. Proszę was, kto by go nie kochał ? Patrzył na mnie, wręcz świdrował mnie wzrokiem, a ja ... po prostu byłam oziębła suką.
-... Nie znasz mnie, daj mi spokój. - powtórzyłam po czym znów pociągnęłam łyk z butelki.
- Nie zgrywaj mendy, otóż znam cię. Może nawet bardziej niż ci się wydaje. Jesteś Kimberly Milestone. Mieszkasz tu. Kochasz Slasha, bo jesteście sobie przeznaczeni...
- Wierzysz w przeznaczenie ? - przerwałam mu, tępo gapiąc się w pełnie księżyca za oknem.
- Tak, przez coś to wszystko, to że każda jebana dupa w mieście mnie zna, to że jestem jebaną gwiazdą rocka ... to wszystko przez przeznaczenie. Zaufaj mu, to jest pierdolona magia.
- Przeznaczenie rozdaje karty, my nimi gramy. To od nas zależy czy coś się stanie czy nie, Jestem pewna że bóg ma za dużo własnych spraw na głowie by ustalać przeznaczenie całego tego mrowiska ludzi... O czym ja mówię? Boga nie ma ...  Daj sobie spokój Bach.
Sebastian pokiwał głową, uniósł ręce w geście poddania i wyszedł. Siedziałam i tonęłam we łzach, bo byłam sama, było mi smutno. Sama nie wiedziałam czemu się tak przejmuje. Szczerze mówiąc nie dziwiłam się że nikt z zespołu się tym nie zainteresował i po prostu siedzieli tam w salonie i pili, ćpali, palili lufki i świetnie się bawili. Zdenerwowana wparowałam do pokoju.
- Gdzie do cholery jest Hudson ?!
- Nie mam kurwa pojęcia, daj mi spokój do chuja. - mruknął pod nosem już całkiem najebany Heatfield.
- Chuj wam w dupę - zawyłam i wybiegłam na schody.
Skierowałam się do swojego pokoju, z hukiem weszłam do środka i zatrzasnęłam drzwi za sobą przekręcając w nich klucz. Rzuciłam się na łóżko i zakryłam twarz poduszką. Chciałam zasnąć, żeby koszmar tego dnia się skończył. Złapałam za swoje pudło z '' pamiątkami ''. Wyciągnęłam kilka notatek, zapisek i różności które kiedyś wypisywałam. Znalazłam jedno zdjęcie z Jey'em i rozkleiłam się do końca. Dosłownie wyłam w poduszkę jak wilk do księżyca. Mogłam spokojnie zaliczyć te urodziny do jednych z najgorszych. Czułam się okropnie. Miałam na prawdę różne myśli w tych chwilach. Straciłam wszystko. Dom, rodzinę. Może i zyskałam przyjaźń ale jakoś nie czułam jej w tej chwili. Wsłuchiwałam się w ciszę. Ta... Cisza, jasne. Gdyby to było w ogóle możliwe w tym domu. Muzyka, jęki kopulującej pary ( zapewne Duff z Pam, którzy mieli pokój zaraz za ścianą ), dźwięki gitary, które w sumie były kojące, i ogólny wrzawa. Westchnęłam i złapałam za zapalniczkę, odpaliłam papierosa. Zaciągałam się nim jakby to był mój ostatni papieros w życiu. Kiedy już go skończyłam, gasząc go w popielniczce mruknęłam pod nosem '' najlepszego '' i pomyślałam życzenie jak przy zdmuchiwaniu świeczki na torcie. Byłam głupia, zamknęłam się w sobie, a niby skąd on mieli wiedzieć że mam urodziny ? Nie znali mnie, wcale . Nawet Saul nie wiedział. Jedyną osobą która wiedziała była Pam ale jestem pewna że zapomniała. Nie ważne. Grzebiąc w pudełku znalazłam studolarówkę z numerem telefonu. Zaśmiałam się do siebie. Zamknęłam oczy próbując sobie przypomnieć ten wieczór kiedy on był na scenie z Mikiem. Później na myśl przyszedł mi kolejny wieczór kiedy on i Axl grali Sweet Child o mine. Ta piosenka utkwiła mi w głowie, słyszałam ją tak wyraźnie jak na żywo. Po chwili otrząsnęłam się i usłyszałam ze ktoś mnie woła spod balkonu. Mając ciągle '' Sweet child o mine '' w głowie, nucąc pod nosem, wyszłam na balkon. Ku mojemu zaskoczeniu zobaczyłam Slash'a trzymającego boomboxa nad głową, puszczając na cały regulator piosenkę która '' siedziała mi w głowie '' a tak na prawdę słyszałam ją, wydobywającą się z odtwarzacza.
- Ej ty, na balkonie, kurewsko cię kocham ! Złaź na dół bo mam coś kurwa dla ciebie.
Wkurwiona chciałam mu wygarnąć ale znikł pod balkonem w oknie w salonie. Zbiegłam do połowy schodów i ktoś zakrył mi oczy. Wyrywałam się ale to było daremne.
Otworzyłam oczy dopiero po pięciu minutach. Stałam przed domem, na podjeździe obok stał '' nieźle odpicowany wózek '', i Slash siedzący na masce, no i oczywiście Duff który jak się okazało zakrywał mi oczy.
- Co to jest ? - mruknęłam wkurwiona piorunując spojrzeniem Slash'a.
- Samochód. Falcon. XR.
- Tak wiem, nie jestem głupia. - ponownie mruknęłam.
- No to co się głupio pytasz ? - powiedział Duff zauroczony samochodem.
Slash posłał mu tylko gniewne spojrzenie a Duff od razu wycofał się do domu podnosząc ręce w geście poddania.Podeszłam do samochodu, zlustrowałam go spojrzeniem.
- Skąd go masz ?
- Powiedzmy że mam dojścia.
- Ta.. Dojścia. Zajebałeś czy po prostu sobie pożyczyłeś ?
Slash uśmiechając się łobuzersko wyciągnął jakiś papier z kieszeni i położył go na dachu samochodu przy okazji wtykając zapałkę w kącik ust.
- Wszystko legalnie, sprowadzane z Australii. Co się martwisz ? Jest twój !
- Chyba cię już pojebało do reszty.
- Taki prezent na urodziny
- A wiesz w ogóle kiedy są ?
- Dziś - uśmiechnął się spoglądając przed siebie.
Wciąż siedział na masce samochodu opierając się o przednią  szybę. Nie powiedziałam nic, pokiwałam tylko głową zastanawiając się kto mu powiedział.
- I co ? Myślisz że to mi wynagrodzi, fakt iż zniknąłeś na cały dzień ?
- To chyba ci kurwa wystarczy jako jebane wytłumaczenie.
- Może i tak ... Ale  to nie zmienia faktu iż jestem na ciebie centralnie...
- Napalona ? - zaśmiał się
- To też, ale chodzi mi o to, że jestem wkurwiona.
Usiadłam obok niego na masce mojego samochodu. Siedzieliśmy prawie pół nocy na masce myśląc, śmiejąc się i mówiąc to co ślina przyniesie nam na język.
- Jedziemy ?
- Co ? Gdzie ?
- Chuj wie. Gdziekolwiek. Byle by kurwa z tobą .

*     *     *

Tak jak wymyśliliśmy, tak zrobiliśmy. Byliśmy właśnie na postoju na jednej ze stacji benzynowych na trasie Hollywood - Wielki Kanion łamane przez dolinę grzechu Las Vegas, ale chłopaki stwierdzili ze do LV zahaczymy przy powrocie . Ja, Slash, Julliet i Izzy z Pam w moim nowym mustangu, a  Steven, Axl, Aggie i Duff z Ouberto w wanie.
- Nie pchaj się kurwo ! - wydarła sie Julliet na pół samochodu kiedy Pam wsiadała na tyły. Co jak co, Jullie - ona miała zajebiście mocny głos.
- Nie jestem... Uczę się od najlepszych kurwa - wystawiła język po czym postanowiła że przejedzie resztę drogi w wanie.
Odświeżyłam moje prawo jazdy ale i tak mój mały chłopiec Saul, musiał się pobawić nową zabawką. Kiedy staliśmy na stacji benzynowej, Hudson siedział przed kierownicą i wydając z siebie dźwięki pościgu udawaj że zaciekle prowadzi uciekając przed policją którą role pełnił Izzy robiący '' iiiii - łu, iiiii - łu '' cały czas. Julliet bawiła się w Indianina, znalazła w bagażniku pióropusz i cały czas mówiła '' HOŁK '' unosząc dłoń w górę. Stevie uparł się że też chce bawić się z nimi więc postanowił być tym krzakiem, który przelatuje przez pustą ulicę albo miasto na filmach o dzikim zachodzie. Turlał się po ziemi w koło samochodu, bo kiedy próbował wskoczyć do środka, Izzy go zbeształ i stwierdził że to jest '' jawny napad na funkcjonariusza policji, spełniającego służbę w stanie Wypizdów. ''
- Dobra, komisarzu Krzywa Morda, idź oswoić ten jebany krzak co to lata w koło wozu, a ty wodzu Dziki Wyjcu, ogarnij pióropusz i jebnij znakiem dymnym do tych pojebów w wanie żeby spinali poślada bo mi się kurwa śpieszy.
Jullie posłusznie wykonała swoje zadanie, wylazła z samochodu poprawiając swój pióropusz i ruszyła w stronę stacji. Po kilku krokach stanęła jak wryta. Zza rogu wyszedł Steven Tyler uśmiechając się jakby właśnie strzelił szóstkę w totka. Jull pisnęła cicho i wróciła się do samochodu.
- Błagam cię Slash, jedźmy już - jęknęła i schowała twarz w ramieniu Izziego który właśnie wsiadał do samochodu. Slash zaśmiał sie i razem z Izzym poleźli przywitać się z kolegami z '' konkurencji ''
Z wana wylazł Axl i niezbyt ochoczo przywitał się z Aerosmith ( Eurosmerf ), ponieważ okazało się że cały zespół rusza w tą samą '' trasę ''.
Cóżż... po kilkudziesięciu minutach bardzo burzliwych negocjacji, zespoły uzgodniły że wyruszymy razem, i przynajmniej będziemy się świetnie bawić. Wódź Dziki Wyjec ( Julliet ) nie był z tego zadowolony. Przeklinała pod nosem cały czas.
- Wodzu, czemu wódź się tak wkurwia ?
- Bo to Wódź i jego plemie będzie miał przejebane kiedy plemie wodza Boskiegożejapierdole pojedzie z nami w jedną trasę.
- Że co kurwa ? - zaśmiałam sie i obróciłam w jej stronę.
- Kocham Stevena Tylera, ale jeśli tylko piśniesz o tym słowo to cię zapierdole tym o to glanem - spojrzała znacząco na swoje masywne buty na których były wyszyte czerwone róże.
- Dobra, dobra.
Po chwili w samochodzie zjawił się Slash  oznajmiając ze chce z Joe'm Perrym przećwiczyć kilka kawałków wa wanie podczas drogi. No cóż. Akcja potoczyła sie tak że za kółkiem mojego mustanga siedział Izzy a na tyły wpakował się sam Steven Tyler zaraz koło naszego wodza, Dzikiego Wyjca.
Tyler spojrzał na nią.
- A ty ? Jak ci na imię ?
- Nie pamiętasz kto ci wpierdolił na ostatniej imprezie w Hell House za podrywanie mnie? - spytał Izzy.
- Ah, no tak. Słodka Jullie, z jakiego plemienia się urwałaś ?
- Ciężkie Glany - mruknęła opierając głowę o moje siedzenie pasażera.
- Małosmówus ?
- Taaa. - przytaknęła po czym cicho dodała. -  To dobry dzień, by umrzeć, mój synu.
Zatrzymując się na kolejnej stacji, przez Adlera który zobaczył na wystawie, wielkiego pluszowego aligatora, pragnąc go kupić ( ew. ukraść ) zamieniłam sie miejscami z Duffem, zostawiłam Jull samą, która siedziała w samochodzie z dwoma mężczyznami których najwyraźniej kochała jak szalona. Na szczęście ułożenie pasażerów w wozie się zmieniło i tym razem Tyler i Duff siedzieli z przodu, Duff za kółkiem co nie do końca mi się podobało. Ale cóż...
Weszłam do wana i wyłożyłam się na tyłach. Założyłam na głowę cylinder Slash'a, zsunęłam go na oczy, nogi wyłożyłam na przeciwległe siedzenia i zasnęłam na chwilę. Tylko na chwile bo po kilku minutach obudził mnie dźwięk gitar. Nie w senie że nie mogę słuchać tego fałszu nienastrojonych gitar, tylko jakoś lubię patrzeć kiedy Hudson gra.
Gapiłam się na niego, jak za starych czasów, kiedy widząc jego zdjęcie piszczałam jak wariatka. Wyczucie jakie wkładał w grę było niesamowite.

*    *    *

Spojrzałam na zegarek, była trzecia nad ranem a my nadal w drodze, rozejrzałam się dookoła. Półnagi, okryty kocem Slash leżał na mnie, za któregoś fotela wstawał but Ouberto, a jeszcze gdzieś leżała reszta członków, jedyne Duff nie spał bo prowadził wana. '' Zrzuciłam '' z siebie Hudsona, ten mruknął coś pod nosem, a ja ruszyłam na przód wana, usiadłam na miejscu pasażera. McKagan tępo gapił sie na jezdnie, złapał za puszkę napoju energetycznego i pociągnął kilka sporych łyków.
- Czy to aby na pewno napój energetyczny ?
- Jasne! Czysta chemia... która nie działa -  skwitował i zaśmiał się .
- Daleko jeszcze ?
- Szczerze mówiąc tak. Nie wiem dokąd jadę.

No tak ... Jechaliśmy właśnie przez jakiś las. Ciemno, głucho i pusto. Nagle wyjechaliśmy z lasu i jechaliśmy drogą przy samej plaży.
- No chyba sobie kurwa kpisz ? - mruknęłam pytająco
Slash obudził się i spojrzał przez okno.
- Weź się kurwa zatrzymaj ! - wrzasnął na całego wana.
Duff posłusznie wykonał polecenie Hudsona i zjechał na pobocze. Reszta samochodów w tym Mustang i wan Eurosmerfów poszła w jego ślady.
Otworzyłam drzwi wana i wyszłam na zewnątrz. Z czarnej maszyny wyskoczył półnagi Stevie i pobiegł w stronę wody, po chwili zniknął w falach.
Minęło kilka sekund i w wodzie znaleźli się wszyscy. Każdy '' duży chłopiec '' i nawet nie które dziewczyny, wszyscy ociekali wodą. Slash zarzucił mokrą grzywą i spojrzał na mnie. Byłam sucha, siedziałam przy na podłodze w wanie. Podczłapał do mnie.
- Chodź się przytulić, nie bądź taka - zaśmiał się i wlazł do wana, objął mnie silnymi ramionami, mimo moich protestów.
- Nienawidzę cię - mruknęłam pod nosem a ten wybuchł tylko dzikim śmiechem
- Słyszę to niemal cały czas...
- Na pewno od dziewczyn które przytulasz kiedy ociekasz wodą...
- Dobra posuń dupę bo mi zimno ... - powiedział Ouberto i wlazł do wozu razem z resztą ekipy.

Ruszyliśmy w dalszą drogę, wszyscy zmoknięci, słońce wstało i robiło się co raz cieplej.