12 - " Tylko głupiec pyta o metronom kiedy na ziemi pada deszcz. "

- Jak możesz przyłazić do tego jebanego domu i kłamać prosto w twarz nie dość że mi to jeszcze tym pojebą? - skierowałam jadowite słowa w stronę Bach'a.
-Ejjj ! - mruknął siedzący z tyłu Stevie.
- Jesteś zwykłą kurwą i teraz próbujesz się ze wszystkiego wymigać. Tchórz! - mimowolnie splunęłam pod jego stopy. Nienawidziłam tego słowa bardziej niż ciepłego piwa..."Tchórz... tchórz! " Te słowa wkręcąły mi się w czaszkę niczym głos Morrisona. Moje nerwy sięgnęły zenitu. Zamachnęłam się ręką która była złożona w pięść i z całej siły pierdolnęłam mu w twarz. Bach jęknął tylko niemrawo i upadł na ziemie obijajac się o blat kuchenny. Pod czas tego darzenia był z nami cały dom, kiedy przyłożyłam mu w twarz z tyłu zdołałam usłyszeć komentarze Duffa i Izziego - " osz kurwa ! ", " Uwaga! Mamy tu zabijakę ". Nachyliłam się nad skulonym Basem i szepnęłam mu przez zęby.
- I żeby to był kurwa ostatni raz - spojrzałam w jego stronę pogardliwie, miałam ochotę rozpierdolić mu twarz w drobny mak. Odwróciłam się od niego i spojrzałam na twarz Slasha. Jego cholerne ciemne oczy były przepełnione pustką.
- Co niby chciałaś tym udowodnić? Że niby jesteś tą silną i idealną? Nic cię nie złamie? - usłyszałam z tyłu słowa Bacha. - Sęk w tym że jesteś zwykłą fałszywą szmatą która zachowuje się jak jebany kameleon.
Słysząc to coś we mnie pękło odwróciłam się i z całej siły kopnęłam go w brzuch. Chciałam wymierzyć kolejne ciosy ale poczułam jak unoszę się w powietrzu. To był Slash, złapał mnie i starał się odciągnąć na bezpieczną odległość. Zaciągnął mnie do pokoju i usadowił na łóżku.
- A teraz zachowaj na potem wszystko co mówiłaś przed chwilą, tylko siedź i spojrzeniem wyznawaj mi miłość. - powiedział to tak sucho że poczułam się jak porcelanowa laleczka w jego rękach. Mógł robić ze mną co tylko chciał. Wlepiłam w niego oczy starając się wyłapać chociaż jedno, jedyne uczucie. Ten wzrok który widziałam pierwszego dnia, ton jego głosu. Dopiero teraz zauważyłam że jest całkiem czysty. Jego oczy wyglądały normalnie a głos był szorstki jak ręce mojego ojca. Silne i szorstkie styrane dłonie które nie raz pozwalały sobie na zbyt mocny dotyk. Ręce którymi trzymał mnie gdy byłam mała i ręce którymi wlewał czystą do kieliszka. Był taki sam jak mój ojciec.
- Zrozum do chuja, kocham cię, daje ci całego siebie, każdy pierdolony kawałek tego co mogę nazwać sobą. Jeśli... Kurwa.. Jeśli mnie nie kochasz, jeśli nie chcesz dzielić ze mną reszty swojego życia tylko daj mi znać... Po prostu... Bo ja... Ja tak na prawdę... Kocham cię i chce... Chcę spędzić z tobą każdy jebany moment mojego pierdolonego życia...
- Tylko kurwa nie mów tych słów. Nie proś mnie o to. Zrozum, jestem świrem, nie mogę tak żyć. Nie proś mnie... tylko nie proś - powiedziałam to mimowolnie, czułam się jak na najgorszym haju na świecie. Chciałam się obudzić, zamknąć tą głupią mordę... STUL PYSK BEARLY...

*    *    *

Urwał mi sie film. Dźwięk otwieranych skrzypiących drzwi i stukanie metronomu, dźwięk cowboyek obijających się o podłogę, zapach skuna, wódki i cytryny. Tylko jedna osoba tak pachniała. McFeth.
- Jay? - szepnęłam cicho nie mogąc otworzyć oczu. - Jay co się kurwa dzieje?
- Nic Bear, nic. Odpływasz... - usłyszałam jego głos.
Udało mi się otworzyć oczy. Jego kwadratowa szczęka, niebieskie oczy z cholernie wielkimi źrenicami. Jego włosy delikatnie powiewały, nie wiedziałam gdzie jestem, jasne światło, łóżko, i sznurki na moich rękach. Sznurki w czerwonym kolorze.
- Ej Jason. Jak tam jest? - spytałam z głupa. Cóż, to było jedyne na co mogłam sobie pozwolić oprócz łez.
- Zimno.. Właściwie to dziwnie. Nie ma Boga, jestem sam. Ale teraz słyszysz to co chcesz usłyszeć bo jestem tylko twoim kwasem. - zaśmiał się.
- Ej, po chuj tu ten metronom? - spojrzałam na niego a on wstał, uśmiechnął się szeroko i powiedział
- Tylko głupiec pyta o metronom kiedy na ziemi pada deszcz.
Po tych słowach dźwięk metronomu zamienił się w miarowe pikanie, niczym respirator. Zamknęłam oczy i znów lekko je otworzyłam. To była dla mnie ogromna trudność. Czerwone sznurki zamieniły się w kable i rurki. Kroplówki, respirator i inne sprzęty. I twarz... Saula. Zakrytą snem i kołtunami. Właściwie to wyglądał jakby był martwy,a tylko był pogrążony w głębokim śnie. Do sali wszedł Steven i uśmiechnął się szeroko.
- Jak się czujesz? - przysiadł lekko na łóżku i szepnął.
- Pusto... - odszepnęłam i przeczesałam palcami włosy.
- Zatrzymanie akcji serca... A to wszystko przez dragi... - mruknął cicho.
Zaraz po tych słowach do sali wszedł Duff.
- Połamane żebra, stłuczony nos, pęknięte szkliwo i wstrząs mózgu.
- Co? Jak to? Przecież  nic mnie nie boli, jest okej...
- Nie ty. Bass. - zaśmiał się cicho.
- Jestem taki dumny - pisnął  cicho Stev.
- Tylko właściwie za co to? - Duff uniósł brew.
- Nie ruszaj dupy, ze swojej grupy.. - mruknął Slash przyglądając się im.
 *    *    *

- Workin like a dog for the boss man. - zaintonował Tyler.
- Wooooh. - pisnął Duff
- Japa leszcze. - warknął Izzy.
Spałam, właściwie to jedyne co usłyszałam. Jechaliśmy jakimś wielkim autobusem razem z Aerosmith. Czułam że będzie powtórka z rozrywki...
- Ej, Obudziła się. Bearly? Jak tam? - spytał Duff na którego kolanach trzymałam głowę.
Podniosłam się na łokciach. Rozejrzałam się po autokarze i westchnęłam. Slash wyszczerzył się, skierował  na tyły i zniknął za kotarą która najwyraźniej oddzielała część sypialnianą. Był naćpany. I to porządnie...
- Gdzie ja do cholery jadę? I czemu Smith tu są? - spytałam cicho z lekkim wyrzutem.
Nikt nie raczył mi odpowiedzieć, czułam się dziwnie. Byłam całkiem skołowana.
Jechaliśmy dalej. Smithci grali w karty a Gunsi rozproszeni byli po całym autokarze. Julliet i Izzy zniknęli gdzieś na początku autokaru. Prowadził Ouberto, wciskał klakson cały czas. Axl z Aggie siedzieli zapatrzeni w siebie, nic ich nie obchodziło. Jakby Rose nie widział niczego prócz jego ukochanej.
- Zostańmy sami jeden dzień, jedyny tak do końca bo ja chcę z tobą dłużej zostać. I nie godzinie ani dwie... - zanucił pod nosem Duffie.
- Wystarczy jeden dzień! - dośpiewał Popcorn leżący na cyckach Air.
- Bo ja chcę z tobą dłużej zostać. - Ryknął z tyłu Slash.
- Teeeej, to jest polskie! Znam to. - pisnęłam. Nie pamiętałam wykonawcy ale piosenka znana była mi dobrze. Nagle usłyszałam jakieś wielkie pierdolnięcie.
- Co to był za hałas?
Z tylnej części autokaru wyłonił się Slash.
- Ramona mi spadła.
- A co w niej było? - uniosłam brew spoglądając na niego. Takiego hałasu nie zrobiłaby jedna kurtka.
- JA! - zaśmiał się i wyciągnął z pod siedzenia gitarę.
Mnie nie było do śmiechu. Nadal czułam się źle. Nic od nikogo nie chciałam. Nie chciało mi się nawet żyć... Dziwne znajome uczucie. Wychyliłam głowę za okno. Zimny, poranny deszcz lekko zmoczył moje włosy. Orzeźwiający wiatr muskał moją twarz. Słońce powoli wschodziło na horyzoncie. Jechaliśmy jakąś prostą drogą która do złudzenia przypominała jedną z międzystanowych dróg w Teksasie. Zastanawiające...
Wsunęłam się do środka i zorientowałam się że wszyscy śpią. Jednak nadal byłam na haju po lekach. Postanowiłam iść do owej sypialnianej części. Weszłam za kotarę, a za nią było ogromne łóżko z moim czekoladowym pudlem. Ułożyłam się blisko Slasha, nie chciałam go obudzić lecz mimo moich szczerych chęci otworzył oczy. Wziął mnie w ramiona przytulił do siebie mocno i ponownie zasnął. Kiedy ogarnął mnie morfeusz postanowiłam powrócić do praktyk świadomego snu. Przed oczami miałam Pamelę. Uśmiechniętą Pamele, wtedy kiedy pokazywała mi nowe skórzane spodnie. Cholernie dobrze w nich wyglądała. Jak mogła zniszczyć taką szansę? McKagan darzył ją uczuciem i to nie byle jakim... Ale nie ważne, nie chcę o niej śnić.
Zasnęłam jak kamień. Już nawet nie pamiętam w którym momencie. Pamiętam tylko sen - Axl, Aggie, wesele, i jej piękna suknia ślubna.

1 komentarz:

  1. Pełen przemocy te rozdział ;o xD Ale co jak co, podoba mi się. Jest takie trochę zamieszanie, ale chyba dobrze ujmuje ich zwariowane życie. :) Czekam na kolejny rozdział, i zapraszam do mnie na nowy rozdział (miałam informować xd) http://apetite-for-guns-n-roses.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń