- Wiesz jak to się skończy, ty i myśli samobójcze ? - Zaśmiał się cicho. Nareszcie. Odezwał się głos który działał jak ukojenie. Moje myśli otworzyły dokładnie jego głos.
- Rozmyślanie o śmierci - jest rozmyślaniem o wolności. - Zacytowałam Morrisona, wtulając się w niego. Zdawało mi się że mam go na wyłączność. Mogłam tak stać tak, wtulona w niego, cały czas. Czułam się bezpiecznie, istna sielanka. Kiedy tak stałam, uświadomiłam sobie że czuję się wolna, jakbym mogła wszystko. Nic nie stało mi na przeszkodzie, żadnych barier. Nic ! Tylko ja i on. Nagle światło znów zaczęło świecić mi w twarz. Wszystko powoli zaczęło znikać. Stelaże, kable, wzmacniacze, podłoże.... i on też znikł.
* * *
Światło nadal świeciło mi w oczy, sen znikł a światło wierciło dziurę w mojej powiece. Otworzyłam oczy. Słońce biło mi prosto w twarz. Było koło południa. Przeklęłam pod nosem i wstałam zaspana kierując się w stronę łazienki. Wlazłam do niej, wzięłam szybki prysznic. Zmyłam z powiek sen. Wyszłam z łazienki i skierowałam się w stronę schodów. Zeszłam na dół, do kuchni, spojrzałam na zegar. Była dwunasta czterdzieści osiem. Wyciągnęłam z lodówki karton soku pomarańczowego. Usiadłam na blacie próbując przypomnieć sobie dokładnie wczorajszy wieczór. Pamiętałam jego twarz, pamiętałam koncert i Axl'a zalanego w trupa. Uśmiechnęłam się do swoich myśli przypominających mi o spotkaniu z Hudsonem. Nie mogłam sobie uświadomić że sam Saul Slash Hudson raczył ze mną rozmawiać i uśmiechnąć się do mnie od czasu do czasu. Boże, czułam się jakbym znała go od zawsze. Coś w tym było...Upiłam kilka sporych łyków soku, zlazłam z blatu i włożyłam karton z powrotem do lodówki. Pracę zaczynałam dziś o siedemnastej więc miałam jeszcze kilka godzin. Rozejrzałam się po kuchni. Zobaczyłam karteczkę na lodówce. '' Wyjechałam z ojcem na tydzień do babci, źle się czuła, nie chciałam cię budzić. Kochamy cię. Mama i tata. ''
- Pięknie - mruknęłam do siebie i zmięłam kartkę. Wrzuciłam ją do kosza. Ruszyłam w stronę salonu. Włączyłam telewizor. Akurat leciało '' shake me '' zespołu Cinderella. Kochałam to brzmienie. Zaczęłam gibać się i szukać różnych ciekawych rzeczy po półkach. Zajrzałam do barku i znalazłam tam nie otwartą jeszcze butelkę Jack'a Danielsa, płytę Metallici, oraz paczkę papierosów. Zabrałam łup i podbiegłam na górę, złapałam za torbę. Jakimś cudem zerwała się jedna z naszywek która przysłaniała dość sporą dziurę. Z torby wypadła większość rzeczy, w tym studolarówka z numerem Slasha. Podniosłam ją z ziemi. Przyjrzałam się jej ponownie badając każdy element tego banknotu. Czułam się, tak jakbym trzymała całą moją przyszłość w rękach. Zebrałam resztę rzeczy, wrzuciłam je do innej torby. Wzięłam banknot i usiadłam na swoim łóżku. Niby zwykły kawałek papieru ale jednak znaczył coś więcej. Wyciągnęłam pudło szczęścia z pod łóżka i włożyłam do niego popisaną studolarówkę. Leżałam chwilę na łóżku po czym postanowiłam w końcu się ubrać. Zajrzałam do szafy. Miałam cichą nadzieje że dziś też go spotkam. Przegrzebałam całą szafę. Nie mogłam się zdecydować. W końcu zdecydowałam się na czarne skórzane spodnie, zieloną koszulkę AC/DC i moje ukochane czerwone lekko zniszczone conversy. Spakowałam najpotrzebniejsze rzeczy do czarnej ćwiekowanej torby. Nie chciało mi się poprawiać szwów przy naszywce. Zabrałam manatki i zeszłam na dół. Wyłączyłam telewizor. Rozłożyłam się na kanapie i założyłam słuchawki na uszy. Zanim się obejrzałam była już czwarta. Wyszłam z domu zamykając go na klucz. Do przystanku przybyłam tak szybko że kiedy doszłam na miejsce autobus już odjeżdżał. Zdążyłam, zajęłam miejsce. Dojechałam do centrum w naprawdę szybkim tępię. Tylko hm... Brakowało mi czegoś... Nie było Matt'a który zawszę niby to za sprawą zbiegu okoliczności pojawiał się zawszę w autobusie. '' Cóż... trudno '' pomyślałam i wyszłam z autobusu. Założyłam aviatory i weszłam do lokalu. Miałam podkrążone oczy, nie chciałam żeby ktokolwiek zobaczył moje wory pod oczami. Na sali sączyła się cicho melodia '' Paradise '' zespołu Tesla. Właśnie za to kochałam ten lokal. Zawsze puszczali to co poprawiało mi humor. Wskoczyłam za bar przeskakując ladę i udałam się na zaplecze . Marcus stał tam z chłopakami, zobaczył mnie i uśmiechnął się z politowaniem. Zaśmiałam się i usiadłam na pustej skrzynce po piwie.
- Marcus, błagam, nie komentuj. - Zaśmiałam się i poprawiłam okulary na nosie. Marcus zaśmiał się i poczęstował mnie papierosem. Odpaliłam go i zaciągnęłam się. Nikotyna rozeszła się po całym moim ciele.
- Zostajesz na nadgodzinach ? - Spytał Josh uśmiechając się półgębkiem - Dodatkowa kasa - zaśmiał się.
- Nie mam pojęcia, jeżeli zdarzy się coś ekscytującego to z pewnością zostanę - Uśmiechnęłam się. Na twarzach chłopaków można było zauważyć lekkie zdziwienie.
- Ale dziś ma odbyć się '' kameralny '' koncert Jacksona i Hudsona - Zaniemówiłam. Zamyśliłam się na chwilę wspominając dzisiejszy sen. Otrząsnęłam się dopiero kiedy popiół z papierosa spadł mi na nogę. Strzepałam popiół ze spodni ale i tak został ślad.
- Jaki koncert ? TEN Hudson gra razem z TYM Jacksonem ?! - Dopytywałam podniecona.
- Spokojnie Berly ! To tylko koncert ! Kolejny. - Zaśmiał się Marcus.
* * *
Było już późno a ludzi było coraz więcej. Nie spotkałam ani Slash'a ani Matt'a. Na sali brzmiało '' Gettin' Better '' co dodawało mi tylko ochoty do pracy. Szwendałam się między stolikami zbierając i dostarczając zamówienia w zawrotnym tępię. Nagle wpadłam na kogoś. Owa osoba złapała mnie w ramiona i przez dłuższy czas nie chciała wypuścić. Nie podniosłam głowy. Zobaczyłam czarną skórzaną kurtkę i ciemne loczki. Serce zabiło mi jak szalone.
- Zawsze tak wpadasz na ludzi na przywitanie ? - Usłyszałam śmiech Slasha.
- Tt-tak.... Wiesz to taki mój sposób na przełamanie lodów - uśmiechnęłam się nerwowo i wyminęłam go. Kątem oka spojrzałam na jego uśmiech. Był tak ciepły że można by było ogrzać przy nim zziębnięte ręce. Uśmiechając się do siebie zbierałam zamówienia na sali. Zamknięto drzwi żeby żaden nieproszony gość nie wszedł bez biletu na, jak to powiedział Josh, '' kameralny '' koncert Jacksona i Hudsona. Podeszłam do baru. Mój brunet siedział tam popijając już whisky. Uśmiechnęłam się i dolałam mu.
- A więc ty i Jackson ? - Spojrzałam na niego badawczo uśmiechając się półgębkiem - Pierwsze słyszę.
- Cóż... Z Mikem znam się już dość długi czas... Prosił żebym nagrał z nim kilka kawałków. A co ja mogę ? - zaśmiał się - Zgodziłem się.
- Axl'owi oczywiście się to nie spodobało - strzeliłam ślepakiem.
- Skąd wiedziałaś ? - Spytał zaskoczony - Właśnie to był jeden z powodów kłótni w zespole... - mruknął pod nosem. - Opróżnił zawartość szklanki jednym wychyłem.
Nagle na scenę wszedł Michael Jackson. Muszę przyznać że prezentował się genialne w świetle punktowca. Uśmiechnął się i przywitał uprzejmie z publiką. Publika odpowiedziała gromkimi brawami i oklaskami. Jackson zawołał na scenę Slasha. Jemu też widownia nie oszczędzała oklasków i wiwatów. Zaczęli grać. Widać że naprawdę się lubili. Obydwaj cały czas się uśmiechali. Slash raz spojrzał w moją stronę. Uśmiechnęłam się do niego a on zagrał jedną ze swoich solówek. Wpatrywałam się w nich jak w najpiękniejszy widok. Nawet Marcus szturchnął mnie łokciem i dodał '' Nie śliń się tak, to tylko dobry gitarzysta, nie ty jedna go ubóstwiasz ''. Może i lekko zraniły mnie te słowa ale przynajmniej dzięki radzie mojego jakże troskliwego szefa zabrałam się do roboty. Przedstawienie trwało całą noc. Grali genialne. Jedna wielka moc która mogłaby poruszyć miliony
* * *
Koncert skończył się jakieś pół godziny temu. Byłam całkowicie wyczerpana, opierałam głowę o blat baru. Poczułam czyjś wzrok na mnie. Nie podnosiłam wzroku tylko zapytałam :
- Co podać ? - Całkiem zmęczonym głosem. Ktoś pogłaskał mnie po głowie
- Powinnaś się wyspać... - Powiedział troskliwie głos który przyprawiał mnie o gęsią skórkę. Podniosłam szybko głowę i przeczesałam włosy palcami.
- Nic mi nie jest - Uśmiechnęłam się. Po raz pierwszy nasze oczy się spotkały, nasze twarze dzieliło zaledwie kilka centymetrów, chciałam zbliżyć się jeszcze... I pewnie udałoby mi się to gdyby nie Michael który właśnie zagadał Slasha.
- Ponoć świetnie nam wyszło, cała publika szalała - Uśmiechnęli się oboje - A ty co sądzisz ? - Spytał mnie sam Michael Jackson. Tak, MJ, spytał mnie co sądzę o jego koncercie !
- Myślę że był na prawdę fantastyczny, panie Jackson - Uśmiechnęłam się serdecznie.
Mężczyzna zaśmiał się .
- Proszę, nie żaden '' pan ''. Jestem Michael, dla przyjaciół Mike - Uśmiechnął się szeroko.
- Poczekajcie, zaraz wrócę, muszę poszukać futerału na moją apokalipsę - Slash zaśmiał się i ruszył w stronę sceny. Odprowadziłam go wzrokiem, Michael najwyraźniej to zauważył.
- Ty zapewne jesteś Kimberly, prawda ? - Spytał przyglądając mi się.
- Huh... T-ttak ... Ale skąd pan.. znaczy się, a skąd wiesz jak mam imię ? - Spytałam zaskoczona.
- Uwierz mi, Hudson, to niezła gaduła - zaśmiał się - Swoją drogą, można z nim rozmawiać na każdy temat, dosłownie. - Ponownie zaśmiał się dźwięcznie . Saul wracał na swoje miejsce.
- Tak, wiem, zdążyłam się o tym przekonać - uśmiechnęłam się do nich.
- O czym zdążyłaś się przekonać ? - spytał zdezorientowany Slash.
- Em... zdążyłam się przekonać ile dajesz z siebie na koncertach - skłamałam uśmiechając się nerwowo. Zaśmiałam się. Slash pokiwał głową. Michael spojrzał na zegarek.
- Robi się wcześnie - Zażartował. Rzeczywiście, było już po drugiej.
- Choć Saul, podwiozę cię, boję się że napadnie na ciebie stado dzikich fanek - Ponownie zażartował.
- Wiesz... - skierował wzrok na mnie - przejdę się z Berly - uśmiechnął się i spojrzał na zdziwioną minę Mika.- Huh... Dobra - Mike uśmiechnął się podejrzliwie i opuścił lokal.- Nie masz nic przeciwko ? - Odezwał się po chwili uśmiechając się. Pokiwałam tylko przecząco głową .
* * *
Slash czekał na mnie, aż skończę zmianę. Wypalił całą paczkę papierosów. W końcu wyszedł razem ze mną i ruszyliśmy w stronę mojego domu. Zdziwiłam się. - Przecież z centrum pieszo mam jakieś pół godziny drogi - Powiedziałam wywracając oczami. A on uśmiechnął się łobuzersko i powiedział wesołym tonem :
- Who care's !? - zaśmiał się i ruszyliśmy w tą jakże trudną drogę. Cały czas opowiadaliśmy sobie anegdoty.
- I było tak : Axl po koncercie zaprosił wszystkich do Hell House... - przerwałam mu :
- Hell House ? - spojrzałam na niego pytająco.
- No tak. Tak nazywamy nasz '' dom '' - zaśmiał się i wrócił do opowieści.
- No więc, wszyscy poszliśmy do naszego kurewskiego hell house. Było nas dwudziestu, no, góra dwudziestu pięciu. Kurwa ! Mieszkanie jest małe wiec cały salon, kuchnia, nawet łazienka była zawalona ludźmi którzy zajebiście bawili się na koncercie. Ktoś zamówił jakąś zjebaną pizzcę. Była całkowicie chujowa ! - zaśmiał się a ja razem z nim
- Pojeb Axl założył się ze Stardlinem że zje ją całą w jebaną minutę ... Taa.. Nie udało mu się - ponownie się zaśmialiśmy.
- Zawsze tak kończą się wasze koncerty ? - Spytałam ciekawa odpowiedzi.
- Nahh, czasem po prostu zostajemy w zjebane jakiejś knajpie albo za kulisami ... różnie bywa... Zawsze jest zajebiście. - Uśmiechnęłam się i przypomniałam sobie o koncercie w sobotę.
- A co z przyszłym koncertem ? - uśmiechnęłam się łobuzersko.
- A co ? Wybierasz się ? - spojrzał na mnie pytająco. Pokiwałam głową i uśmiechnęłam się szeroko.
- O kurwa ! Zajebiście ! - zaśmiał się i objął mnie ramieniem. Uśmiechnęłam się. Szliśmy tak, w ciszy, jeszcze dość sporą chwilę. Odprowadził mnie pod same drzwi.
- Jutro Blondyna organizuję imprezę. Będę po ciebie o ósmej. - Uśmiechnął się
- A moje zdanie cię nie interesuję ? - Spytałam lekko oburzona.
- Oczywiście że interesuję ale dobrze wiem że nie odmówisz - Uśmiechnął się tryumfalnie. Zaśmiałam się
- Oh nie bądź już taki pewny siebie - Ponownie się zaśmiałam. Poczułam jego usta na policzku zaraz koło moich ust. Zarumieniłam się.
- Dobrej nocy - uśmiechnął się i ruszył w stronę chodnika. Działałam pod wpływem impulsu. Złapałam go za rękę i przyciągnęłam do siebie. Pocałowałam go delikatnie. Odwzajemnił.
- Do... Dobranoc - mruknęłam zawstydzona i wycofałam się do domu. On stał przez chwilę. Uśmiechnął się, pokiwał głową i ruszył w swoją stronę. Odprowadzałam go wzrokiem wyglądając zza firanki. Zamknęłam drzwi na klucz. Złapałam za telefon i zadzwoniłam do Marcusa. Wybłagałam u niego dzień wolnego. Poszłam na górę. Wzięłam prysznic i położyłam się spać. Zasnęłam słuchając Aerosmith.